poniedziałek, 17 marca 2014

Drzwi czerwone - "Wydmy"

Leżałem w tym pasie ziemi niczyjej pomiędzy plażą, a wydmami gdzie w tajemniczy sojusz piasku wdzierała się klinem słomkowa nadmorska trawa kołysana wiejącą od morza chłodną bryzą. 
Do lata było jeszcze bardzo daleko, ale Słońce odważne, jak na tą porę roku, bilansowało chłód wiatru.
Bałtyk to dla mnie przede wszystkim szum i bezczas, magiczna kraina w której nie gonią mnie żadne terminy i która hipnotyzuje miarowym szumem nie pozwalając zbyt natarczywym myślom kłóć mojej głowy. Dziś wszystkiego miałem pod dostatkiem. Nawet piskliwe nawoływania mew nie były w stanie mnie zirytować, zresztą mewy chyba nigdy nie irytowały, były naturalną częścią tego wizualno-werbalnego krajobrazu. 
Wsparty na łokciach, niczym słonecznik miarowo obracałem twarz do słońca myśląc, że fajnie byłoby złapać delikatne piegi pod jego wpływem.
Książka, którą zabrałem ze sobą z hotelu leżała obok mnie na kocu czekając, aż rozleniwię się do tego stopnia, że całą uwagę będę mógł poświęcić jej.
Brzegiem plaży czasami przechodzili ludzie, jeszcze rzadziej ktoś przebiegł. Swoją drogą mi bieganie wzdłuż plaży jakoś nie leżało. Biegałem tak raz - nie podobało mi się stałe nachylenie tej twardej warstwy piachu omywanej przez fale i konieczność lawirowania pomiędzy nim, a miękkim suchym piaskiem opodal. W bieganiu najbardziej lubię swobodną wędrówkę myśli, a nie staranne planowanie gdzie postawić kolejny krok - może trafiłem wtedy na niezbyt "biegowy" fragment plaży.
Co jakiś czas otwierałem zmrużone oczy, lustrując otoczenie dookoła. Wtedy zobaczyłem ją. Zwiewna, utrzymana w pastelach sukienka, łopocząca wokół zgrabnej sylwetki, chorągiew lekko kręconych włosów i szpilki trzymane w dłoni - jakby zjawiała się tu zupełnie niechcący przebywając gdzieś w okolicy w zupełnie innym celu. Choć była jeszcze daleko ewidentnie szła w moim kierunku - mało prawdopodobne, że mogła mnie widzieć. Bez własnej intencji, ukryty w zagłębieniu terenu między trawami mogłem przyglądać się jak od czasu do czasu próbuje okiełznać powiewające włosy starając się założyć kilka kosmyków za ucho, jak stawia ostrożnie bose stopy jedna za drugą. Miałem jeszcze trochę czasu, zanim mnie zauważy, mogłem bezwstydnie podziwiać piękno jej wyglądu...

Chwilę później specjalnie położyłem się na brzuchu i oparty na łokciach udawałem, że czytam książkę. nie chciałem żeby mnie poznała, nie od razu. Nadmorski szum zmąciło dziwiące się - O o?! - obróciłem się i nie sposób było się nie uśmiechnąć od ucha do ucha widząc zaskoczenie jakie rysowało się na jej twarzy.

- No tak, nikt nie spodziewał się hiszpańskiej inkwizycji - odparłem rozbawiony, a gdy zauważyłem, że ciągle nie może wykrztusić słowa spytałem - Jak to się stało, że po tylu latach, bez żadnego kontaktu oboje pojawiamy się w tym samym czasie i miejscu?
- Nie wiem, przyjechałam tu służbowo, a dziś miałam jedyny wolny dzień, chciałam się wyciszyć, nabrać dystansu do pewnych spraw.
- Przyłączysz się? Skoro już na siebie wpadliśmy? - spytałem, robiąc miejsce na kocu.
- Czemu nie :)

- Nie masz mi za złe, że wtedy tak się to potoczyło? - spytała lekko stremowana.
- Nie..., chyba oboje mieliśmy świadomość tymczasowości tego układu. Przecież sam mówiłem ci, że jestem wersją demo relacji jaka na pewno jest przed tobą. Mogło się to skończyć mniej burzliwie, ale w sumie ostrzegałaś mnie przed swoim temperamentem ;)

- No tak - w końcu jakieś wspomnienie uwolniło szczery otwarty uśmiech - mówiłeś, że się go nie boisz wtedy :)
- Nie mogłem tego przetrwać wbrew tobie. Myślałem, że taki masz plan na odsunięcie mnie od siebie, nie chciałem cię zmuszać do wymyślenia jakiegoś awaryjnego ;)

Rozmowę na moment porwał wiatr... patrzyliśmy wspólnie w jakiś odległy punkt za horyzontem. Po chwili odezwałem się znowu.

- Najlepiej wspominam dwie rzeczy...
- Jakie??
- Naszą korespondencję zanim wylądowaliśmy razem w łóżku i to co zrobiłaś w samochodzie gdy jechaliśmy wieczorną Warszawą.
Uśmiechnęła się delikatnie się rumieniąc.

- Wiedziałam, że to zapamiętasz.
- Pamiętam, nie ze względu na to że walczyłem, żeby pod wpływem przyjemności nie zamknąć oczu gdy jechaliśmy ponad 100 km/h ulicą toruńską, ani nawet nie dlatego, że stojąc na światłach nie rozglądałem się na boki, żeby nie widzieć głupich uśmieszków innych kierowców. Od początku wiedziałem, że zrobiłaś to dla mnie, nie po to by mnie "zszokować", ani nie po to by pokazać mi, że jeszcze mało rzeczy w życiu przeżyłem, tylko dla samego mnie jako osoby. Z perspektywy mijających lat wiem jak cenny to był dar... Nie wiele kobiet zna wartość gestu, który wtedy ofiarowałaś. Często nawet nie potrafi się domyśleć "zaharowując się" dla dzieci i swojego księcia, który dawno zmienił się w żabę...
Wiesz... ciągle jeżdżę tamtym samochodem... jest już za stary jak na moje standardy, ale nie potrafię się go pozbyć.

Zaśmiała się perliście, a mi udało się złowić ten blask małego szczęścia w jej oczach.

- Wiesz co? Chodźmy stąd, za dużo ludzi się tu kręci. Kiedyś gdy jako mała dziewczynka przyjeżdżałam tu z rodzicami zawsze chciałam sprawdzić jak wygląda las po drugiej stronie wydm. Może dziś właśnie nadszedł czas by spełnić dziecięce marzenia.

Zawinąłem w rulon koc i obejmując ją w tali zaczęliśmy się brnąć przez piaskowe wzgórza.

Wędrówka dała nam w kość, plusem było to, że wiatr znacznie się uspokoił w osłoniętej od niego wydmami granicy lasu. Jej ręka spoczywająca na mojej tali zjechała w dół i wsunęła się w kieszeń na moim pośladku. Uśmiechnęła się  porozumiewawczo.

- Masz kogoś teraz?
- A ma to jakieś znaczenie? - spytała łobuzersko przypierając mnie do drzewa.
- Nie... - odrzuciłem gdzieś na bok koc i zwiniętą w niego książkę.

Wtuliła się we mnie, wsuwając swoje dłonie pod mój sweter i koszulkę zaczęła nimi błądzić po mojej klatce i brzuchu. Niby od niechcenia jedna dłoń osunęła się niżej, "zupełnie przypadkowo" rozpinając guzik spodni. Powietrze gęstniało. Niegrzeczna dłoń posuwała się dalej w swoich psotach rozsuwając zamek i wślizgując się niczym lis do kurnika, ujęła przez bieliznę moją sterczącą męskość.

Nasze usta odnalazły się same, a moje dłonie błądziły po jej pośladkach zadzierając i puszczając jej sukienkę, kładły się na biodrach i wzdłuż linii pupy ześlizgiwały się do wewnątrz ud. Jej piersi rozpłaszczały się miłą miękkością na mojej koszulce, a przywierające do mnie biodra nakręcały mnie niesamowicie.
Wiedziała jak się to robi, świadomie korzystała z całego asortymentu swoich "sztuczek", czerpiąc jednocześnie z tego przyjemność dla siebie. Powoli  klękając przede mną opartym o drzewo, zsunęła do kolan moje spodnie i slipy, jej dłoń zanim ujęła członek przesunęła się leniwie po jądrach, jak kot który ociera się o nogę właściciela. Niczym specyficzną "szminką" potarła jego końcówkę "malując" swoje miękkie wargi. Dopiero teraz zauważyłem, że jej druga dłoń wsunęła się między jej nogi, może dlatego że tak zahipnotyzowało mnie jak odkształcają się jej usta gdy malowała je moim penisem. Gdy wyjęła dłoń z pomiędzy siebie widziałem jak cała błyszczy w słońcu jej wilgocią. "To po to się pieściła" - uderzyło moją świadomość tak samo mocno, jak członek zareagował na jej wilgotny dotyk zsuwający z niego napletek. Drgał w jej dłoni, co chwilę prężąc się mocniej małymi mikro erekcjami próbował wyrwać się jej z dłoni. Nic sobie z tego nie robiła, położyła kciuk na wiązadełku napletka z żołędzią, jakby próbowała zdjąć odcisk palca i dociskając go nieznacznie zaczęła zataczać kciukiem małe kółeczka. Dopiero teraz uniosła wzrok do mojej twarzy. Musiała widzieć jak wyraz moich oczu (w których malowało się absolutne poddanie i bezbronność) bo otwierając usta objęła mnie nimi coraz głębiej wsuwając go w siebie. Powoli, miarowo zaczęła mnie ssać dociskając członek językiem do swojego podniebienia. Z każdym ruchem czułem jak ten sprężysty, miękki i charakterystycznie aksamitny język przesuwał się od wiązadełka na czubku po połowę męskości. Sam nie wiem co wpędzało mnie w większe szaleństwo, pieszczota związana z wsuwaniem się w jej usta czy to jak każda jego komórka błyskawicznie zaczynała tęsknić za jej pieszczotą gdy się wysuwał.
Wiedziała co mi robi, łobuzersko unosząc wzrok czerpała satysfakcję z tego jak moje oczy zachodziły mgłą. Uwielbiałem jak tak błyszczą, niespiesznie kciukami wzdłuż jej policzków zagarnąłem dłońmi włosy w koński ogon, a ten owinąłem sobie wokół nadgarstka ciasno przytrzymując. Pociągnąłem nieznacznie by dać jej do zrozumienia, że od tej pory ja przejmuję kontrolę, jej oczy błysnęły z aprobatą.
Zacząłem nadawać ton jej ssaniu, regulowałem szybkość i głębokość, ani na jednym ani na drugim mi nie zależało, chciałem tylko żeby wiedziała, że mogę...
Trzymając ją za włosy pociągnąłem powoli do góry zmuszając do wstania z kolan, była ubezwłasnowolniona, ale robiłem z nią tylko to na co miała ochotę, czytając z jej oczu. Teraz stojąc na przeciw mnie miała ochotę na pocałunek - nie widziałem powodu by jej go odmawiać.
Moja lewa dłoń sięgnęła między jej nogi, pocałunek stłumił jęknięcie gdy nasada dłoni odciskała ślad koronki na jej wrażliwych wargach i łechtaczce. Nie naciskałem mocno, chciałem by to koronka wykonała za mnie całą pracę, jej lekka szorstkość sprawdzała się nienagannie, a moje delikatne palce rozmasowywały te mikro otarcia niemal natychmiast. Działało... materiał koronki nabierał wilgoci z każdą sekundą. Czułem jak do mnie płynie co również odzwierciedlały pocałunki, które z delikatnych pieszczot ust przemieniały się w coraz bardziej intensywny taniec dzikich zwierząt.
Trzymając ją mocno za włosy wysunąłem się z pomiędzy niej, a drzewa. Zwolniłem uścisk włosów i pozwalając jej się oprzeć o pień, klęknąłem za nią. Od razu wiedziała co chcę jej zrobić. momentalnie stanęła szerzej prezentując swoją pupę w ślicznym wypięciu. Sunąc dłońmi po zewnętrznej stronie jej ud zadarłem jej sukienkę do góry, zakołysała lekko pupą tuż przed moimi oczami prowokując mnie, a potem potulnie współpracowała w pozbawianiu jej bielizny. Znów stanęła w rozkroku, a ja przytrzymując dłonie razem z sukienką na wysokości górnej krawędzi pośladków zacząłem ją lizać niczym kot, robiąc krótkie, nieregularne  przerwy pomiędzy poszczególnymi liźnięciami. Chciałem by każdy kontakt mojego języka z jej nadwrażliwymi i mokrymi warkami był dla niej zaskoczeniem, by moment gdy w końcu przywrę do niej moimi miękkimi ustami był niczym włożenie do zimnej wody rozgrzanego do czerwoności metalowego pręta.
Mój język wsuwał się miarowo w płynącą wilgocią szparkę, widziałem jak sięga dłonią pod siebie i masuje swoją perełkę łechtaczki rozgorączkowanymi palcami.
Mój język powoli przesuwał się ku górze w stronę drugiej dziurki, dłonie rozwarły nieco pośladki i na głębokość czubka języka wsunąłem się w jej wnętrze. Miarowo raz za razem pokonywałem opór zwieracza aksamitem i sprężystością języka. Całym ciałem odczuwając jak zatraca się w moich pieszczotach.
W końcu wstałem z kolan i stojąc za nią z ujętą w dłoni męskością przesuwałem się wzdłuż mokrej i śliskiej szparki i w końcu pchnąłem.
Jej dłoń, która dotychczas masowała łechtaczkę teraz sięgnęła za mnie układając się na moim pośladku zachęcała do pchnięć. Moje dłonie zsunęły ramiączka sukni i biustonosza z jej ramion, a potem ruchem od obojczyków w dół wzdłuż piersi obnażyły je. Chwytając miękkie piersi i rozcierając w palcach nabrzmiałe sutki zacząłem miarowo ją posuwać. Chciała mocniej, jej dłoń na moim pośladku zachęcała swoim ruchem do coraz mocniejszych pchnięć.
Moje dłonie ujęły jej biodra by stworzyć przeciwwagę dla pchnięć i już po chwili słychać było charakterystyczne klaśnięcia lędźwi o jej pośladki. Coraz mocniej i coraz szybciej niczym rozpędzająca się lokomotywa siałem spustoszenie w jej wrażliwym wnętrzu. Czułem jak znajome mrowienie rozchodzi się po moim członku - zaczynała się walka o to by nie skończyć za szybko. W końcu musiałem wysunąć się na chwilę co ona wykorzystała odwracając się twarzą do mnie. Jej wzrok był już całkowicie nieobecny, już była poza punktem w którym mogłaby zawrócić. Rzuciła się do moich ust zarzucając nogę na moje biodro. Złapałem ją pod kolanem i przypierając do drzewa znowu w nią wszedłem.
Pocałunek wzajemnie kneblował nam usta, ale rozszerzone źrenice wpatrujące się w siebie na wzajem zdradzały jak blisko byliśmy spełnienia. Nie wiem ile czasu minęło, pamiętam tylko jej wpatrzone się we mnie oczy i to mocne ich zamknięcie które było niemym krzykiem powiązanym ze skurczem zaciśniętym na moim członku.
Dłużej nie wytrzymałem, odwlekany do granic wytrysk wstrząsnął całym moim ciałem. Jeszcze chwilę się kochaliśmy, ale nadwrażliwość stref intymnych kazała nam zwalniać, znów sprowadzając dzikie pożądanie do poziomu czułej tkliwości. Usta ponownie się spotkały tak delikatnie jak na początku - jakby spinając klamrą pocałunku tą "Hiroszimę" która wydarzyła się pomiędzy.


5 komentarzy:

  1. Wiedziałam, że kiedyś o "Tym" przeczytam.... :D :*

    OdpowiedzUsuń
  2. O "spotkaniu nad morzem".. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To nie wiem, czasem przemycam w opowiadaniach jakieś kawałki wspomnień lub osobistych przemyśleń - może mógłbym prosić o jakieś dodatkowe doprecyzowanie na priv. ;)

      Usuń
    2. Myślałem że masz na myśli jakiś bardzo konkretny fragment opowiadania - szczególnie jak zobaczyłem reakcję na emotikonkach :)

      Usuń