wtorek, 27 sierpnia 2013

Drzwi bordowe - "Podróż służbowa cz. 1 - Prolog"


Pierwszy dzień wykładów i prezentacji chylił się ku końcowi... Znów wszystko było na Twojej głowie, zero wsparcia z firmy. Przyzwyczaiłaś się już, a poza tym nie byłaś typem mazgaja. To co miałaś ogarnąć robiłaś dobrze i w firmie doskonale o tym wiedzieli. Może dlatego powierzyli ci tą konferencję.
Czułaś, że to Twój sprawdzian, że jeżeli się spiszesz nabierzesz rozpędu. Byłaś pewna, że sobie poradzisz, pierwszy dzień zdawał się to potwierdzać.
Z niekłamaną satysfakcją patrzyłaś na rozdziawione usta Holendrów słuchających Twoich prezentacji i będących pod wrażeniem Twojej rzeczowości.

Zresztą nie pierwszy raz owijałaś sobie klientów wokół palca, wiedziałaś jak to robić. Zaczynało się to jeszcze wcześnie rano. Już szczotkując zęby posyłałaś sobie to chłodne spojrzenie pewnej siebie hardej suki, jak czasem z przekąsem o sobie myślałaś.

Tak, korporacja cię zahartowała, już na początku wypaliła z ciebie wszystkie dziewczęce odruchy. Wiedziałaś, ze jeżeli chcesz coś tu osiągnąć musiałaś być twardsza niż otaczający cię mężczyźni. I byłaś... Potrafiłaś "łamać" kolesi którzy podskoczyli ci wewnątrz firmy, sprowadzając ich z pułapu "wielkich" menadżerów z powrotem do poziomu pryszczatych licealistów, których rodzice na siłę upychali na studiach prawniczych. Potrafiłaś owijać sobie w okół palca klientów i przełożonych. Byłaś nożem w tej krainie galaretek.
Ale tylko ty wiesz ile poświęciłaś, żeby znaleźć się w tym miejscu w którym teraz byłaś. Kontrakt, który podpiszą Holendrzy najprawdopodobniej zaważy na twoim awansie.
Nic nie miało być przypadkowe... musiałaś się czuć niezniszczalna... idealnie gładkie nogi, koronkowa ekskluzywna czarna bielizna z czerwonymi wstawkami, pończochy z idealnie równym szwem zapinane do pasa fiszbinami, błękitna koszula typu body. W końcu idealnie dopasowana garsonka... Szykowałaś się na wojnę z facetami... jeńców nie będzie.
Hotel jeszcze smacznie spał gdy ty mocno spinałaś swój koński ogon i podkreślałaś ostrość kości policzkowych różem. Całość dopełniał idealny makijaż i subtelny choć wyrazisty zapach perfum.
Wiedziałaś, że już poranna wizyta w hotelowej restauracji na kawie, bo nie miałaś ochoty nic jeść, sprawi, że kilka dżemów spadnie z kanapek na krawaty oniemiałych mężczyzn. Wiedziałaś, że jeżeli tylko schyliłabyś się po "niechcący" upuszczony klucz do drzwi pokoju, po restauracji poniosłoby się westchnienie, a część facetów już do końca dnia nie potrafiłoby wydać z siebie innego dźwięku niż ten przypominający gaworzące dziecko.

Spotkanie było podobne, przeprowadziłaś Holendrów jakbyś miała do dyspozycji klasę nieśmiałych nastolatków. Jedli ci z ręki i nic nie wskazywało, że ma się to zmienić w ciągu najbliższych dwóch dni, bo na tyle zaplanowana była prezentacja i negocjacje.

Tak właśnie mijał ten pierwszy dzień... pod twoje dyktando.
Siedziałaś w hotelowym barze pijąc drugą kawę i szybko sprawdzając w pamięci czy dopięłaś wszystkie szczegóły na dzień astępny... gdy komórka rozbłysła i zatrzęsła się wchodzącym smsem.

- Marta. - pokazało się na wyświetlaczu. Twoja jedyna w pełni zaufana przyjaciółka w firmie. Uśmiechnęłaś się bo pewnie pyta jak ci poszło, ale gdy sprawdziłaś SMS, uśmiech szybko zszedł Ci z twarzy.

- "Na twoje spotkanie z firmy o 14:30 wyjechał ON"

- KURWA!! - zakrzyczało ci w głowie.
- kurwa, kurwa, kurwa, Marta tylko jednego faceta w firmie mogła nazwać "ON" i odkreślić to dużymi literami.

- Nie możliwe żebym coś spieprzyła... Może Holendrom coś się jednak nie spodobało?! - Czarne myśli podniosły się w twojej głowie niczym niezliczone stado wron spłoszonych hałasem w zimowym parku. Czułaś jak krew napływa ci do twarzy powodując rozgrzanie policzków i typowe dla ciebie stężenie rysów twarzy. Jakbyś przybierała kamienną maskę. Zwykle tak reagowałaś przyłapana na poważnym błędzie w firmie. Choć "zwykle" to tak na prawdę raz. Właśnie przez niego.
Do dziś, na wspomnienie tego dnia, włoski na karku stroszą się wywołując wzdrygnięcie się. Był już wtedy w firmie od miesiąca, pojawił się zaraz po nowej prezes i widać, że ona była od niego uzależniona, każda narada, każda jej decyzja na forum była poprzedzona jego szeptem w jej ucho. Z miejsca stał się ważną figurą, roztaczał taką aurę nieprzychylności, że nawet najtwardsi schodzili mu z drogi i przybierali jakąś ugodową postać. Drażniła cię jego pozycja... była taka... nie zasłużona. Praktycznie niczym się nie zajmował, nie był bezpośrednio zaangażowany w żaden projekt, a jednak w sprawie każdego coś tam szeptał. Nie raz byłaś świadkiem jak jego szept łamał najpoważniejsze zaczątki karier, miał stuprocentową skuteczność, jeżeli już zgłosił jakąś uwagę to była to uwaga druzgocąca... projekt i osobę za nią stojącą.

Był jak pieprzona Nemesis ludzie gdyby mogli malowaliby krzyże na drzwiach biur gdyby wierzyli, że go to powstrzyma.

W tamten dzień... wszystko poszło super, rozentuzjazmowany zarząd omal nie uraczył cię brawami po prezentacji, jego szept... i prezes zarządziła głosowanie. Projekt przeszedł, zostałaś odpowiedzialna z umowę z Holendrami. Wiedziałaś, że to było coś. Gdy opadły już pierwsze emocje i parzyłaś sobie kawę w socjalnym, wszedł ktoś do środka, nie widziałaś bo stałaś plecami.

Dopiero gdy stanął obok robiąc sobie herbatę i kompletnie cię ignorując zauważyłaś, że to on. Traktował cię jak powietrze, jakbyś nie istniała... nie przywykłaś do tego.

- Pomyliłaś się w obliczeniach... - usłyszałaś nagle i aż zamarłaś... Właśnie wtedy przybrałaś tą kamienną maskę.
Chciałaś w pierwszym odruchu zaprzeczać, nawet bardzo intensywnie, przecież modele programów nie mogły się mylić, a wprowadzane dane sprawdzałaś chyba tysiąc razy. Ale coś pętało ci cięty zwykle język, może to jego reputacja sprawiała, że drżałaś wewnątrz siebie. Czułaś się jakby wszystko nad czym pracowałaś zatrzymało się niczym wpadający w poślizg samochód nad krawędzią przepaści. Jeden fałszywy ruch i wszystko mogło runąć. Nigdy nie byłaś tak sparaliżowana... "Tysiąc myśli na minutę" nabrało wymiaru doświadczenia... "To nie możliwe, żeby na przykładzie samej prezentacji znaleźć błąd, przecież tam był jedynie wierzchołek wszystkich obliczeń..." - było jedną z myśli.. Zauważyłaś, że w całym tym zdenerwowaniu tylko otwierasz usta jak ryba, ale słowa które miałby mu się przeciwstawić nie wychodziły ci z gardła...

- Dlaczego... dlaczego więc projekt został zatwierdzony? odpowiedziałaś w końcu tak zdenerwowana, że omal nie zaczęłaś się jąkać. Nawet nie próbowałaś patrzeć w jego stronę, jakbyś bała się, że twój wzrok spowoduje drapieżnika do ataku, a ty chciałaś przetrwać tą chwilę za wszelką cenę, wycofać się sprawdzić obliczenia i choć trochę się przygotować na cokolwiek co nastąpi.

- Bo masz potencjał, a błędy na tym etapie można poprawić... - powiedział chłodno.

- Jutro chcę cię widzieć z projektem u mnie w gabinecie... rzucił na odchodne. Nawet nie zmienił o jotę tonu i temperatury wypowiedzi. Dopiero teraz zauważyłaś jak bardzo drżą ci ręce... kawa nie była już potrzebna.

***

Dziś zainicjowałem pewien projekt mieszczący się za bordowymi drzwiami. Jest za długi jak na jeden post, a dodatkowo chciałbym z nim wkroczyć na dość mało znany przeze mnie grunt... Dlatego zapraszam was do współpracy. Za wami prolog, w którym przedstawiłem bohaterów i okoliczności... Mam pomysł na dalszą fabułę, ale chętnie go zmodyfikuję jeżeli się zaangażujecie w to pisząc do mnie na mail z dopiskiem "drzwi bordowe" w temacie. Dziewczyny którym spodoba się klimat i zaangażują się w jego współtworzenie otrzymają ogólny zarys fabuły - pamiętajcie jednak to drzwi bordowe, chcę żeby było ostro ^^ 

P.S. Szczególnie ciepło (a może raczej chłodno ;> ) zapraszam autorkę komentarza pod tym postem :)

4 komentarze:

  1. Zaglądam za drzwi, trochę nieśmiało … i widzę że po latach wracam do siebie
    Gdzieś w środku łaskocze i wiem, że jeszcze raz mogłabym stracić rozum i duszę, znów przekroczyć granice stając się dziką żądzą, nie do opanowania, do zatracenia…
    Zaglądam za drzwi – i – trochę mi żal…?

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie, nie warto żałować jeżeli coś było elementem świadomego wyboru - prawda?

    Jak czytam Twój komentarz to myślę sobie, że raczej brakuje Ci tych emocji, a mniej konkretnych sytuacji. Bo chyba od sytuacji uciekłaś.

    OdpowiedzUsuń
  3. Żal – a może tęsknota - za minionym. Świadomy wybór? Raczej fascynacja tak potężna, że wyłącza świadomość powinności, konsekwencji i całego świata dokoła. Nieczęsto się zdarza, ślepy traf tak zrządził. Cieszę się z tych lat.

    OdpowiedzUsuń
  4. Może choć zachęcam cię bardzo ostrożnie (ze względu na to że czasami lepiej nie budzić dawnych nostalgii) odpowiesz na projekt jaki zapisałem szarymi literami pod opowiadaniem?

    OdpowiedzUsuń