Nie wiem jak się tam znalazłem...
Spacerowałem pełnymi słońca uliczkami małego urokliwego miasteczka gdzieś we Włoszech.
Przynajmniej tak zakładałem obserwując rejestracje samochodów i szyldy sklepów. Powietrze przesycone było zapachem panoszących się na większości balkonów i parapetów pelargonii i świeżego prania rozwieszonego wysoko pomiędzy kamienicami niczym żagle odpływających w nieznane fregat.
Kroki niosące mnie po brukowanej uliczce prowadziły mnie ku niewielkiemu placu. Starałem się korzystać z cienia gdzie tylko się dało, ale tam musiałem się gdzieś schronić... Wybrałem parasolki niewielkiej kawiarenki, której stoliki ustawione na placu budowały miłe skojarzenie swobodnej, wręcz przytulnej atmosfery.
Wchodząc w obręb ogródka zabrałem ze stojaka pierwszą lepszą gazetę i usiadłem wygodnie pod parasolką, która zdawała się dawać najbezpieczniejszy cień. Z zadowoleniem dostrzegłem popielniczki na stolikach.