czwartek, 24 kwietnia 2014

Drzwi czerwone - Na skraju burzy cz. 2

Część pierwszą znajdziesz tutaj.

Gdy podjeżdżał posłała mi jedno długie i odważne spojrzenie po czym zasłonił ją obrys autobusu, a ja czekając na zielone światło z pewnym autoironicznym rozbawieniem spowodowanym własną bezsilnością patrzyłem jak znika z mojego życia. 

Pierwsze grube krople uderzyły w szybę samochodu wraz z zielonym światłem, które pozwoliło mi w końcu zawrócić. Jeszcze nie dogoniłem autobusu, gdy niebo otworzyło się zupełnie, a ołowianą siermiężność chmur melodramatycznie rozświetliły błyskawice.


Nerwowość ruchu ustała, ociekające wodą metalowe pszczoły znów karnie przesuwały się swoimi pasami ruchu tłocząc się zderzak przy zderzaku w ślamazarnym tempie. Bezlitosna przewaga autobusu przemieszczającego się bus-pasem sprawiała, że zamknięty w tej korkowej pułapce stopniowo traciłem go z oczu. Jedyne co mogłem zrobić to jechać po jego trasie licząc, że ruch uliczny zwolni swój metalowy uścisk i zacznę odrabiać straty.
Każdy mijany przystanek lustrowałem wzrokiem, patrząc czy może tam, jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności, nie stoi czekając na przesiadkę. Sam jednak do końca w to nie wierzyłem i... dobrze, że nikt nie widział mojego wyrazu twarzy gdy po skręcie w prawo zobaczyłem ten autobus stojący na światłach awaryjnych i kompletnie opustoszony.
Przy autobusie stała tylko ona (!). Zupełnie jakby nie przejmowała się ulewą stała bez żadnej parasolki i mokła w najlepsze. Gwałtownie skręciłem na bus-pas i podjechałem, nawet nie zdążyłem uchylić szyby gdy podbiegła i nacisnęła klamkę wsiadając jak do zamawianej taksówki.

- Mogę Cię gdzieś podrzucić? - spytałem jakby spóźniony, bo przecież pytanie miałem przygotowane na rozmowę przez szybę, a nie na to co się wydarzyło.

Zdjęła niespiesznie słuchawki i z uśmiechem nie pasującym do rozmazanego deszczem makijażu i ciężkich od wody strąków włosów z rozbrajająca szczerością odparła:
- W sumie to nigdzie konkretnie się nie wybieram.

- Trochę zmokłaś więc może pozwolisz, że zabiorę cię do siebie i choć trochę wysuszę.
- Może być - znów się uśmiechnęła.

Dopiero po dłuższej chwili zebrałem się na odwagę, żeby spytać:
- Dlaczego się nie schroniłaś przed tym deszczem? Coś się stało?

Nie wiem czemu zdałem to pytanie, było z kategorii tych, których po usłyszeniu odpowiedzi żałuje się że w ogóle się je zadało. Pytanie z jedną oczekiwaną odpowiedzią i setką kompletnie fatalnych. Przecież kompletnie jej nie znałem.

- Nie odnalazłbyś mnie gdybym się schroniła - znów ten rozbrajający uśmiech, który budował w mojej głowie obraz dziewczyny (kobiety) której wszystko przychodzi łatwo, która nie roztrząsa w głowie żadnych swoich dylematów tylko poddaje się chwili. Jakby wszyscy ludzie błądzili po ścieżkach swojego życia, a ona po prostu szła od punktu do punktu zupełnie bezwiednie i beztrosko.

- Jestem Paweł.
- Ewa.
- Przepraszam, że się tak na Ciebie gapiłem gdy stałaś na przystanku, ale wyglądałaś tak zjawiskowo, że nie potrafiłem oderwać wzroku.
- Już nie wyglądam? - spytała z zadziorną prowokacyjnością, jakby chciała mnie zbić z tropu.
- No... w sumie... deszcz zmył z ciebie sporą część tej zjawiskowości - odparłem uśmiechając się półgębkiem - ale wiesz, wszystko jest jeszcze do uratowania, ręcznik i suszarka do włosów powinny zdziałać cuda, a na pewno pozwolą ci się nie rozchorować.

Gdy wysiedliśmy na parkingu pod budynkiem okryłem ją swoją kurtką, która wchłonęła część kropli sprawiając że kałuża w windzie wyglądała mniej imponującą.

Tuz po tym jak przekroczyliśmy drzwi mieszkania pomogłem jej zdjąć półpłaszcz i zaprowadziłem do łazienki wskazując suszarkę i czysty ręcznik.
- postaram się znaleźć jakieś suche ubranie - rzuciłem przez ramię zamykając za sobą drzwi łazienki.

Przeszukałem szafę w poszukiwaniu T-shirtu, dresowej bluzy i spodni uznając, że te zapewnią dostateczną ilość ciepła i najlepiej dopasują się do jej, jakby nie patrzyć, dużo drobniejszej postury niż moja. Zapukałem do drzwi łazienki dość mocno by przebić się przez szum suszarki do włosów która pracowała już od krótkiej chwili. Przez uchylone drzwi podałem ubranie i sam poszedłem przebrać się w coś wygodniejszego.

Wlałem do filtru wodę i zmieliłem kawę, czekając z zalaniem jej na decyzję nieznajomej.

Po pewnym czasie suszarka zamilkła, a z łazienki wyszła Ewa.
Ubrana była w moją bluzę z kapturem, która była na tyle długa, że jej dolna krawędź odcinała się na udach tuż pod linią pośladków. Spodni jak było widać na załączonym obrazku nie uznała za stosowne założyć. Wysuszone włosy nabrały puszystej objętości i do ich okiełznania użyła wyczarowaną pewnie gdzieś z torebki frotkę. Wyglądała bosko.

- Spodnie ze mnie spadały - znów ten rozbrajający uśmiech.

- Masz ochotę na kawę czy herbatę?
- Zdecydowanie kawę.

Odwrócony do szafki nalewałem wodę do czajnika gdy poczułem jak jej ręce wsuwają się wzdłuż moje talii i jak cała się we mnie wtula. Miękkość jej piersi i ufne przytulenie policzka do moich pleców sprawiły, że zrobiło mi się gorąco. Zastygłem bez ruchu gdy jej dłonie wsunęły się pod moją bluzę. Były chłodne w porównaniu z moim brzuchem, ale błądząc po nim szybko przejmowały jego ciepło. Wszystkie dylematy związane z prowadzeniem rozmowy znikały. Stawały się nie istotne. Niczym spetryfikowany chłonąłem każde muśnięcie jej dłoni  na moim korpusie. Dopiero po dłuższej chwili obróciłem się powoli i wiodąc palcami od jej ud zadzierałem go góry jej/moją bluzę. Tylko ją miała na sobie. Ulegała unosząc ręce w górę zachęcała bym zdjął ją z niej całkiem. Nie chciałem... jeszcze nie teraz... moje dłonie będąc już na wysokości jej żeber zawróciły i zsunęły się na pośladki. Opuszkami palców kreśliłem niewidzialne wzory na jej pupie co chwilę przesuwając palcami po krągłej linii oddzielającej pośladki od ud.
Oboje czuliśmy jak moja męskość nabrzmiewa między nami, bo jej porozumiewawcze mrugnięcie gdy uniosła wzrok do mojej twarzy stało się pretekstem do pocałunku.

Naparłem lekko na nią i po dwóch krokach, gdy wiedziałem że przestrzeń za mną na to pozwoli uniosłem ją za pośladki w górę. Podskoczyła lekko oplatając nogi wokół moich bioder. Na moment przerwany pocałunek rozpalił usta z nową energią, a ja porywany nią zrobiłem jeszcze kilka kroków przypierając ją do przeciwległej ściany. Nabrzmiały członek gdyby nie to że krepowały go spodnie wbiłby się w nią z impetem od samego zderzenia ze ścianą, napędzany instynktem zacząłem poruszać biodrami przesuwając obraną w dresowe spodnie męskość wzdłuż wilgotnej ścieżki jej warg. Na pierwsze efekty nie trzeba było czekać, przerwała pocałunek i jęknęła cichutko zagryzając słodko wargi.

Taką rozpaloną i oplecioną na mnie zaniosłem do sypialni pozwalając stanąć na łóżku tuż przede mną, ale prawie natychmiast przysiadła na piętach zdzierając za mnie spodnie tak gwałtownie, że zahaczony o gumkę spodni członek sprężynując klasnął o podbrzusze. To wywołało tylko łobuzerski uśmiech na jej twarzy. Złapała go w dłoń i kilkoma ruchami jakby testowała nową zabawkę sprawdziła jak reaguje moja mimika na to co mi robi i objęła go swoimi gorącymi ustami.

Była jakaś łapczywość w tym jak mnie ssała, czułem jak mgła podniecenia zalewała mi oczy...

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz