piątek, 9 maja 2014

Drzwi turkusowe - "Espresso" cz. 1

Nie wiem jak się tam znalazłem...
Spacerowałem pełnymi słońca uliczkami małego urokliwego miasteczka gdzieś we Włoszech.
Przynajmniej tak zakładałem obserwując rejestracje samochodów i szyldy sklepów. Powietrze przesycone było zapachem panoszących się na większości balkonów i parapetów pelargonii i świeżego prania rozwieszonego wysoko pomiędzy kamienicami niczym żagle odpływających w nieznane fregat.

Kroki niosące mnie po brukowanej uliczce prowadziły mnie ku niewielkiemu placu. Starałem się korzystać z cienia gdzie tylko się dało, ale tam musiałem się gdzieś schronić... Wybrałem parasolki niewielkiej kawiarenki, której stoliki ustawione na placu budowały miłe skojarzenie swobodnej, wręcz przytulnej atmosfery.
Wchodząc w obręb ogródka zabrałem ze stojaka pierwszą lepszą gazetę i usiadłem wygodnie pod parasolką, która zdawała się dawać najbezpieczniejszy cień. Z zadowoleniem dostrzegłem popielniczki na stolikach.

Kelnerkę, która pojawiała się po krótkiej chwili, poprosiłem o espresso nawet nie zerkając w jej stronę. Pomimo cienia parasolki czułem się jak żmija zwinięta w kłębek i nabierająca ciepła na kamienistej górskiej ścieżce. Zapaliłem papierosa i rozłożyłem gazetę z której rozumiałem tylko zdjęcia i wyniki sportowe... Viola wygrała z Juve krzyczało z ostatniej strony działu sportowego. Nadejście kelnerki z kawą sprawiło, że starannie złożyłem arkusze gazety w formacie XXL i odłożyłem ją na później. Nie podnosiłem wzroku bo i tak zobaczyłbym jedynie jej zgrabny kształt na tle przenikającej przez parasolkę tarczy Słońca. Widziałem drobną rękę oraz potraktowane blond farbą i prostownicą włosy. Już miałem zaryzykować słowo podziękowania po włosku gdy usłyszałem...

- Wiedziałam, że kiedyś się tu pojawisz...

(?!) To mogła być tylko jedna osoba. Choć patrzyłem od światło powoli zaczynałem dostrzegać podobieństwo kości policzkowych i ust. Musiałem ze świadomości wyprzeć aktualną fryzurę i oczy gdyż te z kontaktu mailowego były schronione za szkłem okularów, a włosy kiedyś ciemne i swobodnie pofalowane dziś zostały brutalnie okiełznane gorącym piętnem prostownicy.

- Pewnie mi nie uwierzysz, ale jestem tu jakimś niesamowitym zbiegiem okoliczności. Nie szukałem cię bo goniłaś za swoim pegazem, którego fenomenu ja nie mogłem pojąć. Dla mnie to był zwykły skurwiel, który bawił się uczuciami oddanej osoby. Ciągle z nim jesteś? Albo raczej "bywasz"?
- Nie. Od roku się nie widzieliśmy.
- Domyślam się, że nie było ci łatwo...
- Ciągle nie jest. Przepraszam nie mogę tu stać i rozmawiać.

- Rozumiem. A gdybym zamówił jakieś ciastko do kawy?
- Zamów - uśmiechnęła się.
- Zdaję się na twój wybór - odpowiedziałem uśmiechem.

Dopiero teraz gdy odchodziła przyjrzałem się dokładniej. Czarne balerinki pozwalały jej się poruszać między stolikami cicho i z gracją. Pupę okalała czarna spódniczka tuż nad kolano i przewiązany w pasie fartuszek w tym samum kolorze. Całość dopełniała biała koszula typu "slim fit" ślicznie podkreślająca talię.

Popiół z papierosa nie strzepany do popielniczki upadł na spodnie, co brutalnie przywołało mnie do rzeczywistości.
Klientów przybywało, a moje ciastko czekało cierpliwie na kontuarze kawiarni.

W końcu przyniosła mi je wyraźnie się spiesząc.
- Zostajesz dłużej w miasteczku?
- Tak, tylko muszę znaleźć jakiś hotel. Polecisz mi coś?
- Spytaj po drugiej stronie placu, jest mały i przytulny.
- O której kończysz?
- O dziewiątej. Spotkamy się wieczorem?
- Uhmm :) , odebrać cię po pracy?
- Nie... spotkajmy się na tym placu... powiedzmy o dziesiątej.
- Ok. Uciekaj, nie chcę żebyś miała kłopoty... ;)

c.d.n.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz