piątek, 30 maja 2014

Drzwi zielone - "Słowa, słowa, słowa..."

"...Kocham cię, kocham. Obsesyjna mantra,na którą Bóg uprzejmie reaguje, a i ludziom świeckim podoba się całkiem. Kocham cię. Łatwiej dostaniesz kanapkę. Łatwiej się wymigujesz. Obsłużą cię łatwiej, jeżeli powiesz: kocham, kocham cię..."


Nie chętnie używam "słów-kluczy", wytrychów których ciężar znaczeniowy podlega fluktuacji niczym giełdowe indeksy.

Jeszcze rozumiem, że na własny użytek tworzymy sobie własną bazę danych w której skrzętnie przechowujemy specyficzną mieszankę emocji i wymagać dopasowaną do takich słów jak: miłość, przyjaźń itd.
Problem polega na tym, że każdy ma swoją definicję... Niektórzy mają dziesiątki przyjaciół - osób, które dla innych mogą załapać się jedynie na miano "dobrych znajomych".  

Być może wyda wam się to cyniczne, ale wszystko regulowane jest przez indywidualny egoizm. Nawet za "miłością" stoi to, że dana osoba: daje nam poczucie bezpieczeństwa, wywołuje nasz uśmiech... itd.

Relacje, świadomie używam tego pozbawionego temperatury słowa, "rozgrzewają się" gdy dwa zbiory egoizmów stają się zbieżne i "stygną" gdy one się rozchodzą, albo przestaje funkcjonować wzajemność w ich zaspokajaniu.

Nie zrozumcie mnie źle - nie przemawia przeze mnie żadne rozgoryczenie, wręcz przeciwnie - mnie osobiście to napawa optymizmem i wcale nie pozbawia świat magii... Wiedząc o tym łatwiej odróżnić "uczuciowych komiwojażerów" nawijających nam na uszy klejące się nitki emocjonalnego spaghetti  ;)

Może jeszcze raz Świetliki, na łagodne i kojące wejście w weekend... ;)




1 komentarz:

  1. Zdarza mi się czasem pójść samej do knajpy. Siadam przy barze, sączę powoli drinka obserwując wszystkich na sali niczym kotka na polowaniu. Nie muszę długo czekać, szybko dosiada się osobnik spragniony łatwych atrakcji. Lubię go słuchać. To chyba wrodzona próżność.
    Ale przyjaciela mam tylko jednego. I definicję miłości też mam jedną. Swoją własną :)

    OdpowiedzUsuń