piątek, 8 listopada 2013

Drzwi bordowe - "Podróż służbowa cz. 5 - przed wylotem"

z cyklu "podróż służbowa" cz. 1cz. 2cz. 3 i cz. 4 (czytanie chronologiczne wskazane ;> ).

c.d.

Przywitałaś jesienny mrok miasta gotowa na wyprawę do firmy. Na dole czekał jego samochód z kobietą za kierownicą, którą ledwo znałaś z widzenia, ale którą już zdążyłaś w jakiś irracjonalny sposób nie polubić. Coś kryło się za fasadą tej antypatii, coś czego nie chciałaś zgłębiać bo odpowiedź znaleziona gdzieś na dnie serca mogłaby ci się nie spodobać. Jedną z cenniejszych rzeczy jakie wyniosłaś z dojrzewania do bycia tym kim teraz jesteś było nie zadawanie pytań na które odpowiedź mogłaby ci się nie spodobać.



Zastałaś ją przy samochodzie, czekającą żeby otworzyć ci drzwi. Przyzwyczaiłaś się do tego by postrzegać ją jako osobę głupszą od ciebie i przez to zajmującą w hierarchii stanowisko kierowcy, czułaś jednak, że kłóciło się to z profesjonalizmem jaki prezentowała i przede wszystkim z tym przeczuciem, że on obdarza ją zaufaniem większym niż kogokolwiek w firmie. Poza tym musiałaś przyznać przed samą sobą, że była piękną kobietą co było dodatkowym argumentem do tego by za nią nie przepadać.

Gdy zamknęła za tobą drzwi samochodu i obeszła go, żeby zająć miejsce za kierownicą pomyślałaś jeszcze, że mogłabyś kiedyś się z nią przespać, ale szybko przepędziłaś tą myśl niczym natrętną muchę, a pomogła ci w tym świadomość, że jedziesz do niego, a to po tym co zrobiłaś z nim w hotelu, było równie ponętne jak leczenie kanałowe przy nie działającym znieczuleniu.

- W barku znajdzie pani szkocką, jeżeli sobie pani życzy.
- Dziękuję.
Odpowiedziałaś sięgając po szklankę i szczypce do kostek lodu. Dwa grube hausty alkoholu, które wlałaś do szklanki, spowodowały ze kostki lodu popękały ze znajomym dźwiękiem. Chwilę po tym pierwszy łyk rozlał się ciepłem po przełyku, a Ty odnotowałaś sączącą się z głośników, nie narzucającą się piosenkę Lou Reeda "Perfect Day".
"Jasne qrwa, perfekcyjny jak cholera" - pomyślałaś kwaśno.

- Długo u niego pracujesz?
Zapytałaś z bezczelną otwartością licząc na to że jakiś mięsień jej twarzy, widziany w lusterku wstecznym, zadrga zdradzając to co ją z nim łączyło.

- Osiem lat.
Nie zadrgał.

- Poznaliśmy się na turnusie w szkole technik rajdowych na którym byłam instruktorką, a on zadufanym młodym dyrektorem z przerośniętym ego. (?!)
Zaskoczyła cię tą drugą częścią wypowiedzi. Nie musiała tego mówić, a jednak zrobiła to zupełnie świadomie. Wiedziała, że wyczytasz z tego jednego zdania bardzo dużo. Miedzy innymi to, że nie boi się przy tobie wyrażać tak otwarcie o nim. Zdecydowanie źle oceniłaś poziom w hierarchii który zajmuje, ale i jej wiek. Musiała mieć przynajmniej trzydzieści pięć lat choć dałabyś jej góra dwadzieścia osiem. Zdecydowanie nie była zahukaną gówniarą za jaką ja brałaś. Możliwe nawet, że chciała żebyś tak ją postrzegała bawiąc się tobą.

- Ego ciągle mu zostało.
Chciałaś wetknąć mu szpilkę i spróbować pociągnąć tą konwersację jeszcze o kilka zdań dłużej, bo do tej pory byłaś skazana jedynie na własne obserwacje.
- Nieee... On znacznie spokorniał od tamtego czasu. Życie go nie oszczędziło.

(?!?!) - zapaliło się w Twojej głowie.
- to znaczy??
- Nie, proszę mi wybaczyć ale nie powinnam tego mówić. I tak powiedziałam za dużo.
Powiedziała wyraźnie speszona, jakby gra którą podjęła wymknęła jej się z pod kontroli.
- Już dojeżdżamy.
Dodała zupełnie bez sensu, bo przecież akurat to mogłaś zauważyć sama.

Chwilę później prowadziła cię do windy, jak pies który dostał zadanie zaaportować i który nie spocznie dopóki pan nie nagrodzi jego wysiłków przysmakiem podanym prosto z ręki.

Gdy uchyliła drzwi zobaczyłaś go siedzącego za pokaźnym biurkiem ze szklanką whiskey. Nawet nie podniósł się z krzesła, żeby cię przywitać.

- Jesteś... Wybacz ale są pewne względy bezpieczeństwa... Moja asystentka (asystentka?!) musi cię sprawdzić.

- Poproszę pani telefony.
Podałaś jej jeden, drugiego nie zabierałaś z domu wiedząc gdzie jedziesz. Obserwowałaś jak sprawnie go rozłącza, wyciąga baterię i układa na stojącym obok stoliku.

- Poproszę torebkę.
Którą przeszukała z precyzją agenta specjalnego a nie instruktorki jazdy, również odkładając na stolik.

- Teraz muszę panią przeszukać, (co?!) proszę zdjąć buty, stanąć szeroko i rozłożyć ręce.
To było jak jakiś absurd, ale poddawałaś się poleceniom nie wiedząc czy wyrażenie oburzenia nie ujawni jakiegoś braku profesjonalizmu, którego później nie da się już zatuszować.

Stojąc tak szeroko jak tylko pozwalała ci spódnica czułaś jej dłonie sprawdzające rękawy koszuli, odchylające kołnierzyk w końcu rozpinające koszulę i macające miseczki stanika.
Z zaciśniętymi zębami patrzyłaś lodowatym wzrokiem na to jak przygląda się tej rewizji popijając szkocką.

- Może pani już zapiąć.
Powiedziała schylając się i sprawdzając nogi pod spódnicą. Jej dłonie wędrowały w górę badając ciało centymetr po centymetrze, a gdy dotknęły materiału bielizny miedzy nogami, aż zaczerpnęłaś powietrza. To co się działo było nie do pomyślenia. Na szczęście już się skończyło, bo "asystentka" wstała i ruchem głowy wskazała mu, że wszystko w porządku.

Wstał z za biurka i zaprosił cię gestem do niewielkiego stolika i dwóch skórzanych foteli w ciemniejszej stronie gabinetu. Na stoliku leżała koperta i karafka z dwoma szklankami. Gdy zajęliście swoje miejsca usłyszałaś...

- Przepraszam.
To chyba było największe zaskoczenie pełnego dziwnych zajść dnia. Nie to "przepraszam" tylko ten wyraz jego twarzy i oczu świadczący, że zrobił coś co było absolutnie niezbędne przy całym niesmaku jakie powodowało.

- Nie muszę chyba przypominać, że wszelkie nasze rozmowy od tej pory na jakiekolwiek tematy zostają między nami. Nikt nie ma prawa o niczym wiedzieć, środki bezpieczeństwa których doświadczyłaś są jedynie marnym odzwierciedleniem tego jak poważne są to sprawy. Wylatujemy jutro o 8. Wszystkie niezbędne informacje i bilety masz w tej kopercie. Jedziemy na dwa tygodnie. Nie zabieraj dużego bagażu. Ubrania i potrzebne rzeczy i tak kupimy na miejscu. Jedziemy się tam pokazać, jeżeli nie spodobamy się Japończykom pod jakimkolwiek względem nawet ich nie zobaczymy. Rano powjeżdżam pod Twój dom. Masz jakieś pytania?
- Nie.
- Jeszcze jedno. Od teraz ufasz mi bezgranicznie, jeden foch, albo inny przejaw braku zaufania i znikasz z firmy bez możliwości zrobienia jakiejkolwiek kariery. Decydujesz się?
- Tak.
- Barbara odwiezie cię do domu. Do jutra.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz