piątek, 27 września 2013

Drzwi bordowe - "Podróż służbowa cz. 4 - krajobraz po trzęsieniu ziemi"

z cyklu "podróż służbowa" cz. 1, cz. 2 i cz. 3 (czytanie chronologiczne wskazane ;> ).

c.d.

Czułaś się jak pies wyrzucony z samochodu.

- "Powinnaś już iść"?! Co on sobie qrwa myśli!! Że co? Wskoczyła mu do łóżka jakaś zaaferowana stażystka?! Może tak było... Ja pie%$#lę ale dałam pokaz naiwności... Co ja sobie myślałam...

Besztanie się w drodze do swojego pokoju i tak było lepszym rozwiązaniem niż wspominanie jak dobrze ci było. To drugie w kontekście "powinnaś już iść" bolało w zdecydowanie głębszym miejscu. 

- Po co sobie na to pozwoliłaś? Po jaką cholerę pozwoliłaś sobie by ci zależało??

Gorący prysznic pomagał. Powoli rozpuszczał na twojej skórze tą empatię którą nie roztropnie obudziłaś. Zmywał jego niewidzialne ślady pozostawione na ciele. Jakiś czas później spory łyk Jacka Danielsa wypalił ślady pozostawione w sercu.

Nie spałaś spokojnie. We śnie ciągle byłaś w jego pokoju. We śnie robiłaś inne rzeczy dużo bardziej wyuzdane... dużo bardziej... satysfakcjonujące. Pamiętasz, że trzymałaś jego twarz tak że musiał patrzeć w tym śnie, pamiętasz jego oczy, one... błagały.

Ten widok pod sennymi powiekami wyraźnie poprawił ci humor. Jakaś samo-naprawczy moduł uruchomił się podczas snu i pozwolił ci traktować w swojej świadomości "wczoraj" jak coś nie realnego.

Znów rozpoczęłaś poranne zbrojenia. Kąpiel, makijaż, ubranie...

Może Holendrzy się nie liczą, ale nie kazał ci położyć tych negocjacji więc zrobisz to dobrze. Doprowadzisz to do końca ze swoim znaczkiem firmowym przybitym na tyłku tej umowy.

* * *

Następny dzień zastał cię już w Warszawie odbierającą gratulacje za wzorowo przeprowadzone negocjacje. Tylko ty wiedziałaś o wieczornej rysie na tym monolicie. Jakoś cię to nie cieszyło.

I nawet nie chodziło o ten wieczór i świetny seks, przetłumaczyłaś sobie to jakoś, wyśmiałaś nutę romantyzmu w oczekiwaniach. Wszystko wróciło do normy.

Bardziej drażniło Cie to że twój życiowy sukces w firmie jakoś tak skarlał przy tym "Tokio" o którym zupełnie nic nie wiedziałaś.

Kolejny dzień przesiedziałaś już jak na szpilkach co jakiś czas sprawdzając skrzynkę mailową i telefony, które uparcie milczały. Do wyjazdu zostawały dwa dni, a ty nawet nie wiedziałaś na ile wyjeżdżacie, nie znałaś dokumentacji kontraktu... nic. Było Tokio, bardziej jako słowo niż aglomeracja czy obraz miejsca w pamięci. Był on i... jakieś mgliste przeczucie, że będzie jakiś zespół. Na takie wyjazdy nie jeździ się pojedynczo. Japończycy na pewno są pieprznięci na punkcie etykiety i dyshonorów które można popełnić przy każdej okazji.

- Trochę to głupie.
Pomyślałaś i uśmiechnęłaś się sama do siebie przyłapując się na przeglądaniu w necie podstawowych zasad etykiety w kulturze japońskiej.

Nie potrzebowałaś załatwiać swoich spraw przed wyjazdem jak on ci polecił. Twoimi sprawami było spakowanie walizki i zostawienie klucza życzliwej staruszce, Pani Ewie, która zajmowała się kwiatami pod twoją nieobecność, a gdy byłaś wpadała czasem na rozmowy o waszych kobiecych podbojach przy owocowej herbacie. Swoją drogą często stwierdzałaś, że w kwestii podbojów trochę ci brakuje do niej z czasów młodzieńczych. Chyba przy nikim nie pozwalałaś sobie na taką swobodę w byciu sobą jak przy niej.

W końcu pojawił się mail.

"O 20-stej u mnie w biurze."
O dwudziestej? Popieprzyło go? - pomyślałaś.

* * *

Wyszłaś z pracy szybciej, na złość, za to że dał ci taki termin. Postanowiłaś nacieszyć się jesienią póki jeszcze słońce nadawało jej złotego odcienia. 

Pozwoliłaś sobie na spacer i nawet w odruchu odwiedziłaś warzywniak. Dawno nie gotowałaś w domu. Dziś na prawdę miałaś ochotę stanąć przy kuchni. Chciałaś zjeść talerz czegoś pełnego kolorowych warzyw, miałaś ochotę zaprosić tą jesień do mieszkania i przełamać chłód mieszkania ciepłym aromatem wywaru.

Pamiętałaś specyficzny przepis od przyjaciela, jeden z niewielu maili które zachowałaś w skrzynce. Obiecałaś mu, że ją kiedyś ugotujesz według jego przepisu - obietnic danych przyjaciołom się nie łamie. W końcu jest ich tak niewielu. Otworzyłaś więc skrzynkę i jeszcze raz prześledziłaś jego zapiski uśmiechając się na samo wspomnienie tego gdy czytałaś jego wiadomość po raz pierwszy...

[Mail]
"Ostrzegam za chwilę będziesz miała do czynienia z pornografią wywołującą rumieńce, adresowaną specjalnie dla ciebie... 
jeżeli przyłapiesz się na zagryzaniu warg podczas lektury albo ssaniu paluszka nie dziw się...

"Miałem coś do zrobienia... napięcie w powietrzu iskrzyło niewidzialnymi wyładowaniami, czułem w ustach suchość i podświadomie lekko zagryzałem dolną wargę myjąc starannie ręce...

Nigdy tego nie robiłem... a w zasadzie robiłem ale nie tak... wiedziałem że oczekiwania są wysokie bo od dawna obiecywałem to zrobić...

Pewną dłonią gladiatora wychodzącego na arenę wziąłem nóż... i podchodząc do blatu zgarnąłem cebulę i trzy ząbki czosnku... ciekawe jaką reakcję wywołałby by na skórze... perwersyjna myśl uciekła tak szybko jak się pojawiła...

Skroiłem kształtne połówki cebuli w dość grubą kostkę i wrzuciłem na gorąca oliwę... parząc kilkoma kroplami dłoń... zmniejszyłem ogień i pozwalałem jej się szklić niczym wytrawny kochanek pozwala się nakręcać kobiecie gdy pożera go wzrokiem jak rozpina koszulę....

Gwałtowne uderzenie płaską częścią noża rozłupałem ząbki czosnku jakbym rozerwał poły Twojej koszuli, aromat rozbiegł się po kuchni czym oderwane z dużą siłą guziki...

Czosnek podzielił los cebuli oddając oliwie cały swój aromat...

Kuchnia to czuła... wszystko tym oddychało...

Po kilku wdechach bezwstydnie rozłożyłem uda........... selera naciowego wybierając trzy najmłodsze... kilkoma sprawnymi ruchami obieraczki upewniłem się że nie będę wyławiał włókiem z dania i.... mechanicznie precyzyjnym ruchem zsiekałem je na półcentymetrowe talarki które natychmiast dołączyły do cebuli i czosnku...

Aromat kuchni nabrał dodatkowej wytrawnej nuty selera...

Przeciągnąłem bezwstydnie dłonią po brzuchu.... zielonej cukinii i zrobiłem jej dokładnie to co selerowi.....

Zapach pozostał nie zmieniony, ale smak potrawy ewoluował...

Moją uwagę przykuły kształtne i niezwykle seksowne wypukłości..... różyczek kalafiora..... Porozrywane na wielość w sam raz pasującą do łyżki wylądowały w garnku, a na nie zaraz upadła pokrojona w ok trzy centymetrowe kawałki fasolki szparagowej....

Do garnka dolałem spory haust oliwy i podkręciłem ogień.... warzywa powoli puszczały soki, a ja sprawną ręką ściskałem soczystą i twardą......... kapustę, szatkując pół jej małej główki...

Garnek był pełen, ale wiedziałem, że za moment warzywa stracą swoją objętość...
Dodałem puszkę pomidorów bez skórki i szklankę przecieru po czym przykryłem garnek, żeby para zmiękczyła warzywa....

Dodałem też skórkę z parmezanu.... która dodała zupie lekko drapieżnego charakteru...

Teraz musiałem poczekać jakieś pół godziny.

Finalizując ją gdy była na granicy "uniesienia" sypnąłem puszką konserwowej ciecierzycy i gałązką bazylii, którą wyjąłem tuż po tym jak oddała swój aromat i jędrność potrawie....

Przed podaniem posypałem ją jeszcze wiórkami parmezanu :)

Tak powstała zupa której nazwa jest bardzo podobna do tego co robiłyby moje usta między rozchylonymi Twoimi udami (śmiało nie krępuj się pozwól sobie to wyobrazić ;) )....... 

Ta nazwa to................MINE.................... STRONE ;) ;)

Że tak spytam bezwstydnie...
Cieknie Ci?........................... ślinka???? hihi ;) "

Zabawne, że nigdy nie wylądowałaś z nim w łóżku, miał wszystko, żeby było wam dobrze... może dlatego.

* * *

Jakiś czas później aromat warzyw i parmezanu nabrał realnego wymiaru w twoim mieszkaniu. Czułaś się dziewczyną bardziej niż przez szereg ostatnich lat.

- Ciekawe czemu? - zapytałaś sam siebie w myślach.
- Może dlatego, że na wieczór znów musisz przebrać się w stój... robota - odpowiedziała kpiąco twoja druga natura...

2 komentarze:

  1. ech, najgorsza część niestety.

    OdpowiedzUsuń
  2. Nie zgodzę się z przedmówcą - tym bardziej, że jego argumenty są...hmm...powalające ;) Myślałam, że padnę ze śmiechu, czytając ten niecodzienny przepis, - kto wie, może kiedyś sama go wypróbuję. Dobrze, że dozujesz napięcie a nie od razu odsłaniasz wszystkie karty.

    OdpowiedzUsuń