czwartek, 22 sierpnia 2013

Drzwi czerwone - "Miejski beton"

"To było dziwne..."

Zagadnęła do mnie jedna z myśli kłębiących się po głowie, gdy siedziałem na łóżku z głową opartą na rękach z łokciami wbijającymi się w kolana. Wyglądałem pewnie jak ekscentryczny dodatek do mebli bo moje ciało nie zdradzało żadnych przejawów ruchu, nawet oczy utkwione były gdzieś w jakiś odległy punkt za ścianą w kierunku której spoglądałem.

Chłód wywoływał gęsią skórkę i odbijał się na policzkach mroźnym dotykiem palców. Taak, to ciało próbowało mnie wyrwać z zamyślenia epatując swoimi doczesnymi potrzebami... "zimno", "chce mi się jeść", "zrób kawę", utyskiwało niczym rozkapryszone dziecko. Licząc, że nie przejrzę tego, obliczonego na oderwanie mnie od zbyt intensywnego myślenia, planu.
"Lubię jak odsłania mi kawałki siebie w rozmowach, jak eksponuje coś więcej na zdjęciach, które z reguły powinny eksponować powierzchowność..."

Odpowiedziałem, podejmując dialog z myślami.

"No tak "powierzchowność" ma śliczną" - próbowała prowokować myśl puszczając wymownie do mnie oko.

"Nie zastanawiało Cię nigdy jakby było?"

"Zastanawiało...” podjąłem wewnętrzny dialog „…kojarzysz ten moment gdy potarta o pudełko zapałka zaczyna iskrzyć się zanim jeszcze pojawi się płomień? Mogłoby tak być...”

Gwałtownie..., jakby naprężona do granic powściągliwość spuszczona nagle ze smyczy dotykała rękami pośladków, łapała za włosy i kąsała piersi... Prawie rozrywała ubrania i tańczyła iskierkami oczu, gdy ciała w końcu by się złączyły objęte udami..."

"Ale...?" zagadnęła myśl bo drugie dno, aż wyrywało się do odpowiedzi natrętnie podnosząc palec niczym pragnące się przypodobać pani dziecko znające odpowiedź w pierwszej klasie.

"Mogłoby być inaczej...

Mogłoby być... jak gdy robi się po raz pierwszy coś ważnego, jak przelęknione oczy wpatrują się w moje gdy ostrożnie zbliżam osłonięte pończochą paluszki nogi do swoich ust, gdy na sekundę przed kontaktem czuć jak ciepło mojego oddechu roztapia coś w środku, a miękkość ust na materiale pończochy wywołuje dziwne przypływy gorąca...

Mogłoby być tak... że serce zatrzymuje się na moment gdy niczym kot skradam się przez łóżko do ust, żeby na powrót odszukać tą miękkość kontrastującą z lekkimi zagryzieniami warg..."

"Zimno!!." krzyknęło ciało, jak ignorowany w rozmowie towarzysz, chcący na siłę zwrócić na siebie uwagę. 

Myśli odleciały, nagie ciało wstało nie dbając o swoje okrycie przeszło do kuchni odruchowo naciskając włącznik czajnika i sięgając do górnej półki po kubek i kawę. Charakterystyczny szum grzanej wody wypierał stopniowo ciszę z otoczenia, czemu zawtórowała łyżeczka dwukrotnie uderzając dźwięcznie o porcelanowy kubek, chcąc pozbyć się resztek pyłu mielonej kawy.

Ciało znów wprawiło się w ruch przechodząc do łazienki, okryło się białym szlafrokiem frotte, który stopniowo zaczął zatrzymywać ciepło, pomogły też kapcie wsunięte na nogi bezwiednie gdy ciało szło do łazienki.

W drodze powrotnej do kuchni czajnik oznajmił charakterystycznym dźwiękiem, że woda jest już gotowa, a chwilę po tym po kuchni zaczął roznosić się aromat parzonej kawy.

Myśli wróciły, bo ukontentowane ciepłem i obietnicą gorącej kawy ciało znów pogrążyło się w letargu.

„Jak nazwać ten błysk w oczach który napotkałem zupełnie przypadkowo? Kiedyś nazwano by go chochlikami – fajnie… może dawniej ludzie mieli więcej czasu na dostrzeganie takich niuansów i więcej wiary w zabobony żeby skojarzyć ten nastrój kobiety z psotnymi stworkami z legend”.

„Właśnie…” natura analityka znów dała znać o sobie „Co oznaczał ten konkretny błysk? Co za sygnał wysłała podświadomość gdy na ułamek sekundy głowa nie zdąży nad ną zapanować i powściągnąć bezwiednej reakcji?”

Myśli bezwiednie zaczynały się gromadzić przekrzykując się jedna przez drugą, jakby próbowały się zagłuszyć nawzajem i zdobyć większą uwagę umysłu.

„Fajny jest?”, „Lubię przebywać w jego towarzystwie?”, mógł też oznaczać „Dobrze wyglądam i wiem o tym” albo nawet „Mogłabym pójść krok dalej, jeden raz, żeby spróbować jak to jest”.

Umysł rozgonił myśli bo te zachęcone jego niezdecydowaniem co do wyboru jednej, zaczynały sięgać po coraz bardziej absurdalne pomysły. „Dość tych głupot, pora szykować się do pracy”. „Tym bardziej, że i tak nigdy się nie dowiesz bo… głowa już dawno przejęła kontrolę i nie odważy się ujawnić tamtego impulsu”.

Ciało znów przejęło swoją mechaniczną kontrolę wchodząc w tryb „szykowanie się do pracy”. Bezwiednie zacząłem przesuwać brzęczącą maszynką elektryczną po linii żuchwy, policzkach brodzie… po czym jedno brzęczenie zastąpiło brzęczenie elektrycznej szczoteczki, dźwięk wody lejącej się do umywalki, odkładanej na szklaną półeczki butelki wody po goleniu i chlupot płynu do płukania jamy ustnej. Jeszcze tylko „kontrola jakości” w lustrze i niczym na taśmociągu ciało zaczęło przesuwać się do przedpokoju gdy nagle z zamyślenia wyrwał je dźwięk telefonu..

Jakbym nabrał zupełnie innej dynamiki ruchów sięgnąłem po telefon na którym widniało zmyślone imię i prawdziwe nazwisko ciebie…

„Mam dziś wolne i zastanawiałam się czy ty może też?... Chciałabym się spotkać” słychać było w słuchawce.

„Mam… choć jeszcze w pracy tego nie wiedzą. Potrzebuję pół godzinny żeby ich powiadomić. Gdzie się spotkamy? Przyjechać tam gdzie kiedyś cię wysadzałem?”.

„Tak, zadzwoń gdy będziesz”. Niemal czuć było uśmiech który rozpromienił ci twarz.

Dalsze wypadki potoczyły się szybciej, tak samo jak co dzień, ale jakby w przyspieszonym tempie. Samochód jadący do pracy pokazywał więcej na liczniku, krok na chodniku był dłuższy, a nuty kroków na schodach zamieniły się w ćwierćnuty. Błacha rozmowa z szefem i znów ćwierćnuty różniące się tylko tym, że „grały” na co drugim schodku. Chodnik, samochód, korki, jeszcze trochę irytujących korków, „skrzyżowanie fotoradarów” tuż przed zjazdem w osiedlowe uliczki… własny głos do mikrofonu w telefonie: „podjeżdżam”.

"Zabierz mnie z tego miasta" było pierwszym zdaniem jakie wypowiedziałaś siadając obok, za wykrzyknik służył odgłos zamykanych z impetem drzwi...

Nie byłaś zła, grymas na twarzy poprzedzający uśmiech do mnie świadczył o pewnym letnim przekroczeniu stężenia miejskiego betonu.. Tak przynajmniej podejrzewałem.

Nie pytając więc o nic, pocałowałem Cię na przywitanie, nie afiszując się zbytnio z radością jaką mi sprawił Twój widok, odpaliłem silnik i skierowałem samochód w rejony mniej naznaczone cywilizacją.

Pas bezpieczeństwa cudownie podkreślał Twoje piersi, choć przyznaję nie łatwo było Cię podglądać zachowując dyskrecję. Na szczęście okulary przeciw słoneczne pomagały zachować konspirację. Za to już bez trudu mogłem patrzeć na niezakrywane zwiewną sukienką kolana.

"Uwielbiam gdy nasze dłonie samoistnie niemal się splatają po kilku minutach jazdy... jak zaczynają ze sobą "rozmawiać" subtelnym wzajemnym głaskaniem... forpoczta przyjemności, dwoje rozrabiaków ciągnących za sobą całe ciało... Zupełnie nieświadomie te nasze dłonie zapalają punt po punkcie ciała..." pomyślałem

Zmieniający się za szybą krajobraz powoli tracił na znaczeniu… bo przecież nasza uwaga była skupiona na „całowaniu się rękami”… które, po chwili moja łobuzerska dłoń zmieniła w „całowanie” Twojego kolana gdy zupełnie niechcący ześliznęła się z Twojej dłoni, pamiętam jak kreśliłem na nim opuszkiem palca delikatne kółeczka, żeby już po chwili sunąć nim w górę po wewnętrznej części uda. Niezbyt wysoko, jedynie tak by odrobinę zadrzeć do góry krawędź sukienki, jakbym chciał ci złożyć pewną „obietnicę” sprawdzając czy na nią czekasz, ale jednocześnie nie chcąc przekroczyć granicy która spowodowałaby, że ten cudownie leniwy i połyskujący uśmiechami nastrój prysnąłby….

Tak... mogłem posunąć się dalej... to było widać... mógłbym nawet gwałtownie zjechać z drogi i rzucić się na ciebie już teraz, nie patrząc na ruch na drodze ani nic innego...

Choć wewnętrzny podżegacz natrętnie krzyczał w mojej głowie: "zrób to, zrób to, zrób.... uwolnij to!!!" chciałem sobie udowodnić, że ja też potrafię "grać chłodno". Nie z cynizmu..., wiedziałem że każda chwila w której będę budował to pragnienie odpłaci nam stokrotnie.

Mimo wszystko moja dłoń nie przestawała głaskać dłoni, kolana, uda... przesuwała się niespiesznie, wybierając chaotycznie kierunki, czasem prowokacyjnie posuwając się w górę uda między nogami za każdym razem troszkę wyżej. Czuć było na dłoni ciepło jakie biło spod fig. Wiedziałem co się tam dzieje, niemal czułem jak materiał koronki wchłania powoli wilgoć.

Już od dawna nic nie mówiliśmy, powietrze było tak naładowane emocjami, że niemal iskrzyło w kabinie, nasz wzrok nabrał jakiejś dzikości, a zęby raz po raz zagryzały wargi...

Nie wytrzymałem, niczym w jakimś transie bezwiednie wsunąłem dłoń głębiej, a ty niczym na jakiś niewypowiedziany sygnał rozłożyłaś uda szerzej ułatwiając mi ruch...

Jęknęłaś gdy moja dłoń otarła się o koronkę fig...

Ależ byłaś mokra, gdybym ścisnął w palcach materiał popłynęłyby krople... ale nie dałaś mi się nad tym długo zastanawiać, złapałaś moją dłoń w obie ręce i najmocniej jak mogłaś docisnęłaś do siebie i zaczęłaś nią poruszać napierając mocno na swoje łono...

Wypieki na twarzy i pomruk rozkoszy dopełniało mrużenie oczu, które widziałem momentami odwracając swoją uwagę od drogi...

Pewna granica została przekroczona, pożądanie przejęło kontrolę nad naszym zachowaniem...

wsunąłem dwa palce pod materiał fig jednocześnie je prostując, a Ty jakbyś zemną współpracowała naciskając na moją dłoń wsunęłaś je w siebie....

- Aaaach.... 

Wypełniło samochód.

Oddałem rękę zupełnie pod twoją kontrolę i widziałem, że dokładnie wiesz co i w jakim tempie chcesz nią robić. "Jak ja uwielbiam to twoje wilgotne ciepło" pomyślałem coraz bardziej stanowczo rozglądając się za jakimś zjazdem z drogi... W końcu był, który to raz dziękowałem automatowi że nie usiałem odrywać od ciebie raczki, żeby zmienić bieg... Łagodnie zjechałem w leśną dróżkę i po chwili wyłączałem już silnik.

Wychodząc nawet nie zamykałem drzwi, jedynie otworzyłem klapę bagażnika.. zanim doszedłem na druga stronę Ty już też otwierałaś drzwi, przez uchylające się drzwi złapałem przegub twojego nadgarstka i prawie wywlokłem cię na zewnątrz.

Oparłem o samochód i dociskając miednicą sięgnąłem pod twoje udo unosząc je tak żebyś mnie nim objęła...

Płonęliśmy... lada moment mogła od nas zająć się ściółka, ale nie zwracałaś na to uwagi, zabrałem ci swoją dłoń, a ty chciałaś mieć coś w zamian, musiało być twarde i szybko.

Błyskawicznie mnie rozpięłaś i wydobyłaś go na wierzch... odsunęłaś nim na bok figi, a ja naparłem jednocześnie unosząc Twoje biodra, żebyś mogła opleść mnie w pasie nogami...

Znów rzuciliśmy się sobie do ust, drapieżnie, zębami i językiem.... popychałem coraz mocniej i szybciej w czym pomagał kołyszący się samochód... nasze mięśnie zaciskały się coraz mocniej spodziewając się orgazmu, każde pchniecie mogło być tym ostatnim, o każde walczyliśmy siłą woli wspierając się wzajemnie patrzeniem się w oczy ale pewnej granicy nie dawało się powstrzymać w nieskończoność... Grymas na twarzach przerodził się w krzyk... wytrysk i uspokojenie... jakby pękł jakiś pompowany do niewyobrażalnych rozmiarów balon.

Oczy znów rozbłysły, jakby dwoje łobuziaków nagle zdało sobie sprawę że wyszedł im numer życia...




....




Jakiś czas później, wracając do miasta spytałaś:

- Powiedz mi jedno, po co otwierałeś klapę bagażnika??

- Hmmm... jakby to powiedzieć... chciałem cię zapakować do tego bagażnika, ale nie wytrzymałem i musiałem wziąć cię po drodze do niego ;)

- Może następnym razem :)

uśmiechnęłaś się tym samym łobuzerskim uśmiechem.

- tak, następnym razem :)

Roześmiałem się...

3 komentarze:

  1. stało się...sprawiłeś, ze moje ciało oszalało

    OdpowiedzUsuń
  2. Cała przyjemność po mojej stronie :)

    No może nie cała - wnioskuję ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Miło czasami pomarzyć...:) M.

    OdpowiedzUsuń