środa, 28 sierpnia 2013

Drzwi zielone - "Demony szafowe"

Posłużę się dziś wstępem pewnego znanego podróżnika i poszukiwacza skarbów żeby zadać pytanie dotyczące waszego zachowania, które przynajmniej w moim odczuciu wcale nie różni się tak od męskiego... Najpierw jednak przykład który, mam nadzieję, wywoła nie jeden uśmiech. 

"Choć mógłbym o tym napisać powieść równą co najmniej 20 tys. mil podwodnej żeglugi to ograniczę się do formy tego maila.

Uzbrojony w entuzjazm, dwa przezroczyste pudła, pochodnię, krucyfiks i wodę święconą otworzyłem podwoje przedpokojowej pieczary... 
Przesuwając skrzydło drzwi na suficie niczym zamazywany pisakiem, przesuwającym się po wydmie, starodawny hieroglif, ujawniał się i zanikał napis. Chociaż mój staroarabski (powszechnie używany przez demony szafowe) znany jedynie w żałosnych podstawach ostrzegał mnie jak mógł, wydawało mi się że w głowie wypala się ten sufitowy napis, który kiedyś powielił Dante, a który jest od niego i od całej ludzkości starszy: "Ty który tu wchodzisz żegnaj się z nadzieją".

Zacząłem od komnat w górnej, najlżejszej części pieczary starają się wygospodarować przestrzeń na moją tajną broń, przezroczyste pudła. Rzeczy które tam były powędrowały nad lodówkę skutecznie zapełniając przestrzeń w górnej, nieużytecznej przez swoją małą wysokość szafki. Wyjątek stanowił wiatrak który ze względu na możliwość wykorzystywania w sezonie powędrował póki co na komodę w salonie.

Później niczym Indiana Jones zacząłem przekopywać się przez plastikowe kokony reklamówek w poszukiwaniu unikatowych (pierwszy raz widzianych na oczy?!?!) gatunków butów dla córek. Śmiem twierdzić, że wiele z nich nie było nawet widzianych przez nie, a na pewno nie zagościły na ich stopach. Niczym jaja egzotycznych stworzeń układałem dopasowane parami w pojemnikach. Całość tej kolekcji uzupełniły moje nie noszone ale wykorzystywane na wypadek gości kapcie. Niestety zasobność pojemników szybko się wyczerpała, a mną zaczęło targać niespokojne przeczucie że się "tym razem się nie uda"...

Mimo wszystko efekty były satysfakcjonujące, bo kokony reklamówek zniknęły, a górną półkę uzupełniły zimowe kozaki. Samych reklamówek uzbierała się nabita reklamówka, par butów i przede wszystkim bucików nie zliczyłem ale podejrzewam że pociechę by z nich miała jedna pokaźna grupa dzieci w przedszkolu...

Później, szukając par do pojedynczych butów zapędziłem się do szuflad i pomimo skompletowania jednej pary odkryłem 11(?!) par butów żeńskich dorosłych i kolejnych 11 (czyżby to była jakaś mistyczno-szafowa liczba?!?!) par butów dziecięcych. Dla sprecyzowania dodam że nie liczyłem butów leżących w przedpokoju na dywaniku.

Moje zszargane zmysły powiedziały dość, a w głowie rozległ się szalony chichot szafowego demona...
Krucyfiks i święcona woda na szczęście pomogły i tylko dzięki nim udało mi się wydostać z tej misternie tkanej pułapki."

Dla mnie sprawa jest prosta... buty to nie część garderoby... buty to religia. Albo przywodząc na myśl klasyka - "buty rozumieją".

Jak myślicie? Czy to przypadkiem nie jest bliskie "męskiej chęci posiadania"? Czy czasem nie kupuje się butów, żeby je po prostu mieć, tak jak mężczyźni kolekcjonuje jakieś gadżety itp?

Może łaskawiej spojrzycie na "dziwne nawyki" waszych aktualnych i przyszłych "cudów świata" ;)

2 komentarze:

  1. ...sama jestem niepoprawnym przykladem butomanii...buty, to noga, lydki, uda, a noga jest artybutem kobiecosci....kobiecosc z kolei jest przeciwienstwem meskosci, co mezczyzn szczegolnie zajmuje...psychicznie i fizycznie
    ...im wiecej butow w kolekcji, tym wiecej nas w kolekcji potencjalnych spojrzen
    kupujemy te na szpilkach i te plaskie, na koturnach, skorzane, kolorowe, sznurowane i na rzepy, czerwone, zielone i zolte, z czubkiem i okragle...
    zakladamy je lub nie, bo nie ma kiedy i gdzie....czasem jedynie na nie popatrzymy i cieszymy sie, ze je posiadamy, nie uzywajac....inne nosimy, az do zuzycia, potem wyrzucamy zuzyte...teraz juz nikt nie daje butow do szewca.....zakladamy czasem te, ktore nas uwieraja i tworza pecherze...ale nosimy, bo sa sliczne, bo noga w nich nabiera animuszu....czasem zakladamy kalosze, aby nie zmoczyc stop, nie czuc cielesnego dyskomfortu,

    tak, kolekcjonujemy buty, tak, jak mezczyzni kobiety

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki za świetny komentarz :)
    Jeden wątek zaciekawił mnie szczególnie... Czy wy dajecie się kolekcjonować? Jakoś mi się nie chce wierzyć ;)
    Ze swojej strony dodałbym raczej, że chłopcy kolekcjonują, mężczyźni ewentualnie mogą szukać :>
    A tak jeszcze bardziej na serio to (piszę za siebie) "kolekcjonowanie" wyklucza partnerstwo i równowagę w relacji i... no nie wiem... mnie to nie kręci.

    OdpowiedzUsuń